sobota, 5 marca 2016

Rozdział 5



Rozejrzałem się po pokoju, zobaczyłem kilka osób siedzących w ławkach i czytających książki. Niektórzy oglądali telewizję, a jeszcze inni pisali czy malowali. Usiadłem w kącie, chciałem być nie widoczny i wziąłem kartkę oraz ołówek.

-Czemu myślisz, że nie znajdziesz przyjaciół? - Usłyszałem głos Hidana. Siedział przede mną ze skrzyżowanymi nogami i uważnie mi się przyglądał.

-Bo wiem, że i tak nikt nie będzie chciał mnie znać.

-Tutaj wszystko się zmienia. Zobaczysz, że gdy będziesz stąd wychodzić, na pewno będziesz kogoś znać.

Spojrzałem na niego sceptycznie i wróciłem do rysowania.


-Jak to jest być tobą?- Spytałem. Ciekawiło mnie, czy to on chciał mi pomóc, czy musiał to robić.

-Każdy umiera. Ja umarłem, bo popełniłem samobójstwo w tym szpitalu.

Spojrzałem na niego zaskoczony i odłożyłem ołówek.

-Co?

-Byłem tutaj pacjentem 18 lat temu. Zamknięto mnie na oddziale dla osób chorych psychicznie. Jednak ja nie byłem chory, umieszczono mnie tu fałszywie. Wtedy wyglądało tu trochę inaczej, bardziej mroczne. Dobrze, że zmienili wygląd.

-Dlaczego się zabiłeś?

- Bo chciałem poczuć ból. Byłem masochistą i nie wiedziałem kiedy przestać. To doprowadziło mnie do śmierci.

-Każdego to spotyka, wiesz... jako opiekun ludzi?

-Tylko osoby, które zmarły z jakiegoś powodu. Samobójcy, osoby chore na nowotwór czy śmierć z katastrofy.

- Dlaczego?

-Ponieważ takie osoby rozumieją wszystko i wiedzą, jak pomóc.

Przez kilka godzin rysowałem sobie w szkicowniku. Tak się skupiłem, że nie zauważyłem, że ktoś mnie obserwuje.

-Pięknie rysujesz.

Podniosłem głowę i zobaczyłem przed sobą dziewczynę, która przyglądała się moim rysunkom.

-Dziękuję.

Dziewczyna spojrzała na mnie i posłała mi uśmiech. Usiadła koło mnie i wyciągnęła rękę.

-Jestem Konan.

Patrzyłem przez chwilę na jej dłoń, po czym ją uścisnąłem.

-Deidara.

-Masz talent do rysowania. Ja bym tak nie umiała.

Zarumieniłem się lekko i spuściłem głowę patrząc na kartkę. Nie byłem przyzwyczajony do słuchaniu pochwał.

-Dziękuję. Gdy się nudzę, zawsze sobie rysuję albo lepię z gliny.- Niestety, tutaj gliny nie mieli.

Konan patrzyła na mnie to na rysunki nim odwróciła się do mnie. Spojrzałem na nią nie pewnie, odkładając ołówek.

-Na jakim jesteś oddziale?- Spytała z zaciekawieniem w głosie.

-Próby samobójcze. - Odpowiedziałem zamykając szkicownik.

-Ja jestem w oddziale dla osób z depresją. Może opowiesz mi, jak się tu dostałeś?

-Nie chcę o tym mówić. - Wyznałem zamykając oczy. Nie chciałem wracać do przeszłości.

-Nie rozmawiałeś jeszcze o tym z panią Tsunade?

-Jeszcze nie.

-Zawsze początek jest najgorszy, ale jak opowiesz teraz, później będzie Ci łatwej.

-Dlaczego chcesz to wiedzieć? -Spojrzałem na nią sceptycznie. Konan jedynie uśmiechnęła się i poprawiła papierowy kwiatek we włosach.

-Wydajesz się samotny i zagubiony. Chciałabym cię bliżej poznać, może się zaprzyjaźnimy.

Chciałem już coś powiedzieć, ale przypomniały mi się słowa Itachiego i Hidana. Oni na pewno chcieliby, bym kogoś poznał i zaprzyjaźnił się. Może Konan będzie moją pierwszą przyjaciółką?

-Ale potem ty powiesz mi o sobie.

-Masz to jak w banku.- Zaśmiała się i oparła o ścianę.

-Mam 16 lat i mieszkam sam z bratem. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym.

Najgorsze jest to, że pijany kierowca, który za szybko jechał i w nich walnął przeżył, a oni zginęli na miejscu. Wtedy pierwszy raz chciałem popełnić samobójstwo. Połknąłem tabletki nasenne, ale uratowano mnie. Później miałem psychologa, a brat nie odstępował mnie na krok. Wszystko wróciło do normy do czasu liceum. Byłem tam gnębiony i wyśmiewany. Jeden chłopak chciał mnie nawet… zgwałcić. Na szczęście uciekłem i wtedy drugi raz chciałem popełnić samobójstwo. Podciąłem sobie żyły, ale brat mnie znalazł. Przepraszał mnie, że mi nie pomógł. Sam zgodziłem się tutaj przyjść. Robię to dla Naruto. Jest dla mnie wszystkim.

Konan patrzyła na mnie błyszczącymi oczami.

-Miałeś trudną przeszłość, ale nie trać nadziei na lepsze jutro.

Przymknąłem oczy i pokiwałem głową.

-Teraz twoja kolej.

Konan otarła oczy i spojrzała przed siebie.

-Też miałam braci. Młodszego i starszego. Nie znaliśmy naszych rodziców, wychowywaliśmy się w domu dziecka. Dwa lata temu Nagato, mój młodszy brat zmarł na białaczkę. Widzieliśmy, że źle z nim, ale nic nie zrobiliśmy. Dopiero gdy zemdlał przy opiekunach, zabrano go do szpitala, gdzie dowiedzieliśmy się, że ma białaczkę. Lekarz mówił, że choroba jest bardzo rozwinięta i nic nie da się zrobić. Zmarł po miesiącu. Miałam wtedy lekką depresję, ale z pomocą Yahiko minęła. Rok temu zmarł i on. Został śmiertelnie pobity na ulicy. Nikt mu nie pomógł. Miałam myśli samobójcze, oraz popadłam w głęboką depresję. Ludzie z domu dziecka zabrali mnie tutaj i zamknęli. Dzięki pani Tsunade zdrowieję. Powiedziała mi, że prędzej czy później zobaczę moich braci. Na pewno chcą, bym miała udane życie. Przyjaciół, męża, dzieci i wnuki. I właśnie chcę to zrobić, bo wiem, że będą ze mnie dumni.

Spuściłem wzrok myśląc nad jej słowami. Tak, naprawdę miała rację. Prędzej czy później spotkam rodziców i na pewno chcą, bym ułożył sobie życie.

-Rany, ale się zagadaliśmy, jest już pora obiadu.
Spojrzałem na zegarek. Rzeczywiście, było wpół do drugiej. Wstałem z podłogi i otrzepałem spodnie.

-Idziesz coś zjeść?- Spytałem patrząc na nią nie pewnie. Konan jedynie uśmiechnęła się do mnie i złapała za nadgarstek.

-Ja głodna nie jestem, ale ty pewnie tak, więc chodźmy.
Wyszliśmy z pokoju “Lenistwa” i skierowaliśmy się do jadalni. Stołówka była już trochę zapełniona, ale na szczęście były jeszcze wolne miejsca.

-Zajmiesz nam miejsce? -Spytałem.

-Oczywiście.
Poszedłem w stronę “baru” i wziąłem do ręki tackę. Położyłem na niej zupę pomidorową i kromkę chleba. Zabrałem jeszcze łyżkę i skierowałem się do stolika, gdzie siedziała Konan. Usiadłem i zacząłem powoli jeść.

-Kto jest twoim opiekunem?- Spytała.

-Jesteś bardzo ciekawska.

-Taka już jestem. A więc…

Pokręciłem głową i wziąłem łyżkę zupy do ust.

-Moim opiekunem jest Itachi.

-Masz szczęście, Itachi jest bardzo miły i pomocny. Szybko można się z nim zaprzyjaźnić.


-A ty kogo masz?

Konan westchnęła i oparła dłonią głowę.

-Sasoriego, syna właściciela tej placówki.

Moja dłoń zatrzymała się kilka centymetrów przed twarzą i spojrzałem na nią zszokowany.

-Sasoriego? Tego z czerwonymi włosami?

-Tak właśnie jego. Jest moim opiekunem od roku. Na początku trudno było nam się dogadać, ale teraz jest lepiej. A co? Widziałeś go? - Spojrzała na mnie zaciekawiona.

-Widziałem go dzisiaj, jak wychodziłem od pani Tsunade. Był dość wściekły, chyba na Itachiego.

Konan westchnęła zirytowana i poprawiła sobie włosy.

-Będę musiała znowu z nim porozmawiać.

-Co?

Dziewczyna spojrzała na mnie i oparła się o oparcie krzesła.

-Itachi i Sasori mają dziwną relację. Sasori z niewiadomych powodów go nie lubi, a Itachi próbuje się z nim jakoś dogadać.

-Czemu Sasori go nie lubi?

- Sasori to synek Tatusia. Zawsze miał to co chciał, bo ojciec ma tylko jego. Jego matka zmarła przy porodzie, dlatego pan Akasuna pozwalał na wszystko Sasoriemu. Rok temu do niego przeprowadził się Itachi z bratem. Jego ojciec od tego czasu zwraca więcej uwagi na Itachiego, niż na Sasoriego.

-Dlaczego Itachi zamieszkał z Sasorim?

-Rok temu zmarli jego rodzice. Pan Akasuna przyjaźnił się z nimi, więc gdy dowiedział się o tragedii, zrobił wszystko by nie trafili do domu dziecka.

-I dlatego Sasori jest zazdrosny?

-Prawdopodobnie tak, nadal trudno mi go zrozumieć, ale jest to możliwe.

-Pewnie to trudne dla Itachiego.

-Szkoda mi go. Dużo przeszedł i dużo przechodzi, ale nadal jest silny.

-Konan- Usłyszałem głos za sobą. Dziewczyna spojrzała na osobę za mną i lekko się uśmiechnęła. Również się obróciłem i zobaczyłem chłopaka o czerwonych włosach i brązowych oczach. Aż zaschło mi w gardle i usiadłem prosto. -Sasori, nie wiedziałam, że przyjdziesz. - Powiedziała niebieskowłosa. Chłopak jedynie zmrużył oczy i podszedł do niej.

-Znowu nic nie jesz? Weź chociaż jogurt i idziemy do Tsunade.

Konan westchnęła i spojrzała na mnie przepraszająco.

-Wybacz Dei, ale muszę iść. Do zobaczenia.

-Do zobaczenia.

Dziewczyna wstała i poszła wziąć sobie jogurt, a Sasori nadal stał w tym samym miejscu dokładnie mnie obserwując. Spuściłem wzrok zawstydzony zasłaniając twarz włosami.

-To ciebie rano potrąciłem - Usłyszałem jego głos. Niepewnie podniosłem na niego wzrok i pokiwałem głową. - Przepraszam, nie chciałem. - Dokończył i poszedł wraz z Konan do pani Tsunade. Ja sam zjadłem do końca i odłożyłem tacę. Skierowałem się do mojego pokoju i usiadłem na łóżku. Pół godziny później usłyszałem pukanie do drzwi.

-Proszę.

Do środka wszedł Itachi. Jego skóra była jeszcze bledsza niż wcześniej, a czerwone oczy mówiły, że płakał.

-Itachi coś się stało?

-Muszę z kimś porozmawiać. To dla mnie ważne.

2 komentarze:

  1. Rozdzialik bardzo fajny, w sam raz na poranną lekturę :D Zastanawiam się jak to będzie z tym SasoDei... Czy to Deidara pierwszy powie Sasoriemu, że coś czuje, czy odwrotnie? A może planujesz coś innego? Ciekawe co się stało Itachiemu :/ Mam przeczucie, że chodzi o jego brata... Powodzenia w pisaniu następnych rozdziałów! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. jejku kochaaammmm ♡♡♡♡♡♡♡♡ piękne opko

    OdpowiedzUsuń