Minęły dwa miesiące odkąd trafiłem do szpitala psychiatrycznego. Na
początku myślałem, że będzie tutaj strasznie, ale już w pierwszego dnia
poznałem Itachiego, trochę później Konan i… Sasoriego. Zawsze, gdy siedziałem z
Konan na stołówce, gdy Itachiego nie było, pojawiał się on. W każdym momencie,
gdy na mnie patrzył, rumieniłem się. Konan cały czas mówiła mi, że zakochałem
się i chyba miała rację. Gdy go widzę, czuję motyle w brzuchu i mam gorące
policzki. Szkoda, że Sasori tak na mnie nie patrzy.
Siedziałem z Konan w pokoju “Lenistwa” i graliśmy sobie w karty. Dziewczyna
uśmiechnęła się i położyła swoją talię kart na podłogę.
-Wygrałam!
Westchnąłem i odłożyłem
karty. Gdy miałem zacząć tasować, zobaczyłem Sasoriego i jakaś dziewczynę
tulącą się do niego. Spuściłem wzrok i poczułem jak do oczu cisną mi się łzy.
Ma kogoś i na dodatek to dziewczyna. Konan zorientowała się, że zmarkotniałem i
spojrzała w kierunku gdzie patrzyłem. Zmarszczyła brwi i zacisnęła rękę w
pięść. Tylko ona wiedziała o moich uczuciach, i dopingowała, że na pewno kiedyś
będziemy razem. Jak widać, tak nie będzie. Niebieskowłosa szybko wstała
ciskając wzrokiem sztylety w dziewczynę.
-Konan - szepnąłem
cicho. Wiedziałem co chce zrobić. Przyjaciółka spojrzała na mnie i uśmiechnęła
się pocieszająco.
-Nie martw się, Dei,
zaraz mu wygarnę - powiedziała i skierowała się do stojącej pary. Gdy
Sasori
zobaczył podopieczną podszedł do niej, a za nim różowowłosa.
-Konan… - nie pozwoliła
mu dokończyć. Mocne uderzenie dłoni w policzek zaowocowało sykiem Konan i
niedowierzaniem czerwonowłosego.
-Ty śmieciu! Ja możesz
przychodzić tutaj z tą dziwką! - Pokazała palcem na dziewczynę.
-Słucham?! Jak śmiesz
mnie tak nazywać?! - Wywarczała różowowłosa, ale Konan nie zwracała na nią
uwagi, nadal patrząc na swojego opiekuna.
- Znalazłeś ją przed
latarnią i z już z nią łazisz?! Jak możesz krzywdzić osobę, która coś do ciebie
czuje?! Jesteś bezuczuciowym gnojem! Jeżeli jeszcze raz Cię z nią zobaczę,
będziesz bardziej poturbowany! - Wykrzyczała mu prosto w twarz. Odwróciła się
na pięcie i szybko do mnie podeszła łapiąc za nadgarstek. Pozwoliłem ciągnąć
się i kątem oka zobaczyłem jak
Sasori patrzy na nas z nieodgadnionym wyrazem
twarzy. Weszliśmy do mojego pokoju. Konan puściła mnie i zaczęła chaotycznie
chodzić w kółko, a ja usiadłem na łóżku.
-Konan, nie musiałaś tak
na niego krzyczeć -powiedziałem cicho.
-Musiałam, bo chyba
upadł na głowę i jest ślepy. Żałuję, że bardziej go nie poharatałam -
wysyczała.
Spojrzałem na dziewczynę
i uśmiechnąłem się ponuro.
-Dziękuję.
Konan stanęła i
spojrzała na mnie łagodnym wzrokiem. Podeszła do mnie i przytuliła do siebie.
-Nie ma za co. Po to są
przyjaciele, prawda?
Uśmiechnąłem się, bo
właśnie wtedy zrozumiałem jak to mieć przyjaciela.
Siedziałem na podłodze układając puzzle. Nie byłem nawet w połowie obrazka,
gdy ktoś zapukał do drzwi. Po chwili wszedł przez nie Itachi z uśmiechem.
-Witaj Itachi -
spojrzałem na niego z zaciekawieniem.
-Witaj Deidara, mam coś
dla ciebie - podszedł do mnie i wręczył mi list. - Dostałeś list od brata.
Gdybyś chciał odpisać, w biurku masz kartki i długopis.
-Dziękuję.
Gdy brunet wyszedł z
pokoju, wstałem z podłogi i usiadłem na łóżku czytając przesyłkę.
-Widać, że brat tęskni -
powiedział Hidan, siadając koło mnie.
-Na pewno nudno mu
samemu w domu - zaśmiałem się i położyłem kartkę.
-Jak to jest mieć
rodzeństwo? - Spytał białowłosy patrząc mi w oczy. - Nie miałem rodzeństwa.
- Mieć brata lub siostrę
to jest wspaniałe uczucie. Inni nie lubią mieć rodzeństwa, najbardziej
młodszego bo muszą się dzielić. Ja zawsze cieszyłem się, że mam starszego
brata.
Wiedziałem, że zawsze mi pomoże i będzie się mną opiekować.
Chłopak pokiwał głową,
uśmiechając się.
-A więc warto mieć
rodzeństwo.
-Oczywiście. Jak dla
mnie, wypełniają pustkę w sercu, jeżeli nie ma się przyjaciół.
Był środek nocy. Obudziłem się godzinę temu i do tej pory nie mogłem
zasnąć. Westchnąłem i wstałem z łóżka. Przetarłem twarz i nałożyłem bluzę
Naruto, wychodząc z pokoju. Kierowałem się w stronę łazienki, gdy usłyszałem
rozmowę, a bardziej kłótnię. Rozpoznałem głos Konan. Powoli podszedłem do
uchylonych drzwi.
-Jak mogłeś to zrobić?!
- Wysyczała do Sasoriego, który siedział na krześle.
-Czemu się tak oto
czepiasz? - Spytał już zmęczony.
-Bo jesteś idiotą!
Złamałeś mu serce! Czy ty w ogóle myślałeś o nim, czy tylko o sobie?!
-Nawet nie wiem o kim
mówisz! - Spojrzał na nią. - Wiem tylko, że to chłopak.
-Ponieważ sam masz się
dowiedzieć. I nie chodzi tylko o to - podeszła do chłopaka i usiadła koło
niego. - Nie bądź taki samolubny. Czemu tak bardzo chcesz zwrócić na siebie
uwagę ojca?
-Ponieważ chcę, by było
wszystko po staremu, zanim Itachi się pojawił.
Konan westchnęła i
podeszła do okna.
-Postaw się na miejscu
swojego ojca, Sasori. Ma tylko ciebie. Widział jak umiera mu żona.
Rozumie ból
Itachiego i Sasuke. Oni stracili rodziców, a twój ojciec chce im pomóc. Czemu
ty tego nie rozumiesz? - Sasori spuścił głowę patrząc na podłogę. - Chcę im
tylko pomóc, dlatego nie wygłupiaj się, bo on i tak wie, że wolisz swoją płeć.
Spróbuj chociaż dogadać się z Itachim.
-Niby czemu?! To on
odebrał mi ojca!
-Nieprawda - zaprzeczyła
odwracając się do niego. - Twój ojciec chce mu tylko pomóc. Itachi jest chory,
ma białaczkę - brązowe tęczówki powiększyły się z zaskoczenia. - Jego stan jest
coraz gorszy, dlatego bądź chociaż dla niego miły.
-Cz-czemu nic o tym nie
wiem? - Spytał bardziej siebie niż dziewczynę.
- Może dlatego, że
jesteś dla niego wredny, a on chce tylko się z Tobą dogadać.
Nie mogłem już słuchać.
Powoli wstałem z podłogi nawet nie wiedząc, kiedy usiadłem. Gdy odchodziłem,
usłyszałem jeszcze głos Konan.
-Jeszcze jedno. Chłopak,
który darzy Cię uczuciem, to Deidara. Teraz już wiesz, nie spieprz tego.
No no, skarbie, ale żeś im tu namieszała.
OdpowiedzUsuńNiech Sasori się postara, a Itachi pogodzi się z Kisame
Błagam i żegnam...