Rozejrzałem się po
pokoju, zobaczyłem kilka osób siedzących w ławkach i czytających książki.
Niektórzy oglądali telewizję, a jeszcze inni pisali czy malowali. Usiadłem w
kącie, chciałem być nie widoczny i wziąłem kartkę oraz ołówek.
-Czemu myślisz, że nie
znajdziesz przyjaciół? - Usłyszałem głos Hidana. Siedział przede mną ze
skrzyżowanymi nogami i uważnie mi się przyglądał.
-Bo wiem, że i tak nikt
nie będzie chciał mnie znać.
-Tutaj wszystko się
zmienia. Zobaczysz, że gdy będziesz stąd wychodzić, na pewno będziesz kogoś
znać.
Spojrzałem na niego
sceptycznie i wróciłem do rysowania.
-Jak to jest być tobą?-
Spytałem. Ciekawiło mnie, czy to on chciał mi pomóc, czy musiał to robić.
-Każdy umiera. Ja
umarłem, bo popełniłem samobójstwo w tym szpitalu.
Spojrzałem na niego
zaskoczony i odłożyłem ołówek.
-Co?
-Byłem tutaj pacjentem
18 lat temu. Zamknięto mnie na oddziale dla osób chorych psychicznie. Jednak ja
nie byłem chory, umieszczono mnie tu fałszywie. Wtedy wyglądało tu trochę inaczej,
bardziej mroczne. Dobrze, że zmienili wygląd.
-Dlaczego się zabiłeś?
- Bo chciałem poczuć
ból. Byłem masochistą i nie wiedziałem kiedy przestać. To doprowadziło mnie do
śmierci.
-Każdego to spotyka,
wiesz... jako opiekun ludzi?
-Tylko osoby, które zmarły
z jakiegoś powodu. Samobójcy, osoby chore na nowotwór czy śmierć z katastrofy.
- Dlaczego?
-Ponieważ takie osoby
rozumieją wszystko i wiedzą, jak pomóc.
Przez kilka godzin
rysowałem sobie w szkicowniku. Tak się skupiłem, że nie zauważyłem, że ktoś mnie
obserwuje.
-Pięknie rysujesz.
Podniosłem głowę i
zobaczyłem przed sobą dziewczynę, która przyglądała się moim rysunkom.
-Dziękuję.
Dziewczyna spojrzała na
mnie i posłała mi uśmiech. Usiadła koło mnie i wyciągnęła rękę.
-Jestem Konan.
Patrzyłem przez chwilę
na jej dłoń, po czym ją uścisnąłem.
-Deidara.
-Masz talent do
rysowania. Ja bym tak nie umiała.
Zarumieniłem się lekko i
spuściłem głowę patrząc na kartkę. Nie byłem przyzwyczajony do słuchaniu
pochwał.
-Dziękuję. Gdy się
nudzę, zawsze sobie rysuję albo lepię z gliny.- Niestety, tutaj gliny nie
mieli.
Konan patrzyła na mnie
to na rysunki nim odwróciła się do mnie. Spojrzałem na nią nie pewnie,
odkładając ołówek.
-Na jakim jesteś
oddziale?- Spytała z zaciekawieniem w głosie.
-Próby samobójcze. -
Odpowiedziałem zamykając szkicownik.
-Ja jestem w oddziale
dla osób z depresją. Może opowiesz mi, jak się tu dostałeś?
-Nie chcę o tym mówić. -
Wyznałem zamykając oczy. Nie chciałem wracać do przeszłości.
-Nie rozmawiałeś jeszcze
o tym z panią Tsunade?
-Jeszcze nie.
-Zawsze początek jest
najgorszy, ale jak opowiesz teraz, później będzie Ci łatwej.
-Dlaczego chcesz to
wiedzieć? -Spojrzałem na nią sceptycznie. Konan jedynie uśmiechnęła się i
poprawiła papierowy kwiatek we włosach.
-Wydajesz się samotny i
zagubiony. Chciałabym cię bliżej poznać, może się zaprzyjaźnimy.
Chciałem już coś
powiedzieć, ale przypomniały mi się słowa Itachiego i Hidana. Oni na pewno
chcieliby, bym kogoś poznał i zaprzyjaźnił się. Może Konan będzie moją pierwszą
przyjaciółką?
-Ale potem ty powiesz mi
o sobie.
-Masz to jak w banku.-
Zaśmiała się i oparła o ścianę.
-Mam 16 lat i mieszkam
sam z bratem. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym.
Najgorsze jest to, że
pijany kierowca, który za szybko jechał i w nich walnął przeżył, a oni zginęli
na miejscu. Wtedy pierwszy raz chciałem popełnić samobójstwo. Połknąłem
tabletki nasenne, ale uratowano mnie. Później miałem psychologa, a brat nie
odstępował mnie na krok. Wszystko wróciło do normy do czasu liceum. Byłem tam
gnębiony i wyśmiewany. Jeden chłopak chciał mnie nawet… zgwałcić. Na szczęście
uciekłem i wtedy drugi raz chciałem popełnić samobójstwo. Podciąłem sobie żyły,
ale brat mnie znalazł. Przepraszał mnie, że mi nie pomógł. Sam zgodziłem się
tutaj przyjść. Robię to dla Naruto. Jest dla mnie wszystkim.
Konan patrzyła na mnie
błyszczącymi oczami.
-Miałeś trudną
przeszłość, ale nie trać nadziei na lepsze jutro.
Przymknąłem oczy i
pokiwałem głową.
-Teraz twoja kolej.
Konan otarła oczy i
spojrzała przed siebie.
-Też miałam braci.
Młodszego i starszego. Nie znaliśmy naszych rodziców, wychowywaliśmy się w domu
dziecka. Dwa lata temu Nagato, mój młodszy brat zmarł na białaczkę.
Widzieliśmy, że źle z nim, ale nic nie zrobiliśmy. Dopiero gdy zemdlał przy
opiekunach, zabrano go do szpitala, gdzie dowiedzieliśmy się, że ma białaczkę.
Lekarz mówił, że choroba jest bardzo rozwinięta i nic nie da się zrobić. Zmarł
po miesiącu. Miałam wtedy lekką depresję, ale z pomocą Yahiko minęła. Rok temu
zmarł i on. Został śmiertelnie pobity na ulicy. Nikt mu nie pomógł. Miałam
myśli samobójcze, oraz popadłam w głęboką depresję. Ludzie z domu dziecka
zabrali mnie tutaj i zamknęli. Dzięki pani Tsunade zdrowieję. Powiedziała mi, że
prędzej czy później zobaczę moich braci. Na pewno chcą, bym miała udane życie.
Przyjaciół, męża, dzieci i wnuki. I właśnie chcę to zrobić, bo wiem, że będą ze
mnie dumni.
Spuściłem wzrok myśląc
nad jej słowami. Tak, naprawdę miała rację. Prędzej czy później spotkam
rodziców i na pewno chcą, bym ułożył sobie życie.
-Rany, ale się
zagadaliśmy, jest już pora obiadu.
Spojrzałem na zegarek.
Rzeczywiście, było wpół do drugiej. Wstałem z podłogi i otrzepałem spodnie.
-Idziesz coś zjeść?-
Spytałem patrząc na nią nie pewnie. Konan jedynie uśmiechnęła się do mnie i
złapała za nadgarstek.
-Ja głodna nie jestem,
ale ty pewnie tak, więc chodźmy.
Wyszliśmy z pokoju
“Lenistwa” i skierowaliśmy się do jadalni. Stołówka była już trochę zapełniona,
ale na szczęście były jeszcze wolne miejsca.
-Zajmiesz nam miejsce?
-Spytałem.
-Oczywiście.
Poszedłem w stronę
“baru” i wziąłem do ręki tackę. Położyłem na niej zupę pomidorową i kromkę
chleba. Zabrałem jeszcze łyżkę i skierowałem się do stolika, gdzie siedziała
Konan. Usiadłem i zacząłem powoli jeść.
-Kto jest twoim
opiekunem?- Spytała.
-Jesteś bardzo
ciekawska.
-Taka już jestem. A
więc…
Pokręciłem głową i
wziąłem łyżkę zupy do ust.
-Moim opiekunem jest
Itachi.
-Masz szczęście, Itachi
jest bardzo miły i pomocny. Szybko można się z nim zaprzyjaźnić.
-A ty kogo masz?
Konan westchnęła i
oparła dłonią głowę.
-Sasoriego, syna
właściciela tej placówki.
Moja dłoń zatrzymała się
kilka centymetrów przed twarzą i spojrzałem na nią zszokowany.
-Sasoriego? Tego z
czerwonymi włosami?
-Tak właśnie jego. Jest
moim opiekunem od roku. Na początku trudno było nam się dogadać, ale teraz jest
lepiej. A co? Widziałeś go? - Spojrzała na mnie zaciekawiona.
-Widziałem go dzisiaj,
jak wychodziłem od pani Tsunade. Był dość wściekły, chyba na Itachiego.
Konan westchnęła
zirytowana i poprawiła sobie włosy.
-Będę musiała znowu z
nim porozmawiać.
-Co?
Dziewczyna spojrzała na
mnie i oparła się o oparcie krzesła.
-Itachi i Sasori mają
dziwną relację. Sasori z niewiadomych powodów go nie lubi, a Itachi próbuje się
z nim jakoś dogadać.
-Czemu Sasori go nie
lubi?
- Sasori to synek
Tatusia. Zawsze miał to co chciał, bo ojciec ma tylko jego. Jego matka zmarła
przy porodzie, dlatego pan Akasuna pozwalał na wszystko Sasoriemu. Rok temu do
niego przeprowadził się Itachi z bratem. Jego ojciec od tego czasu zwraca
więcej uwagi na Itachiego, niż na Sasoriego.
-Dlaczego Itachi
zamieszkał z Sasorim?
-Rok temu zmarli jego
rodzice. Pan Akasuna przyjaźnił się z nimi, więc gdy dowiedział się o tragedii,
zrobił wszystko by nie trafili do domu dziecka.
-I dlatego Sasori jest
zazdrosny?
-Prawdopodobnie tak,
nadal trudno mi go zrozumieć, ale jest to możliwe.
-Pewnie to trudne dla
Itachiego.
-Szkoda mi go. Dużo
przeszedł i dużo przechodzi, ale nadal jest silny.
-Konan- Usłyszałem głos
za sobą. Dziewczyna spojrzała na osobę za mną i lekko się uśmiechnęła. Również
się obróciłem i zobaczyłem chłopaka o czerwonych włosach i brązowych oczach. Aż
zaschło mi w gardle i usiadłem prosto. -Sasori, nie wiedziałam, że przyjdziesz.
- Powiedziała niebieskowłosa. Chłopak jedynie zmrużył oczy i podszedł do niej.
-Znowu nic nie jesz? Weź
chociaż jogurt i idziemy do Tsunade.
Konan westchnęła i
spojrzała na mnie przepraszająco.
-Wybacz Dei, ale muszę
iść. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Dziewczyna wstała i
poszła wziąć sobie jogurt, a Sasori nadal stał w tym samym miejscu dokładnie
mnie obserwując. Spuściłem wzrok zawstydzony zasłaniając twarz włosami.
-To ciebie rano
potrąciłem - Usłyszałem jego głos. Niepewnie podniosłem na niego wzrok i
pokiwałem głową. - Przepraszam, nie chciałem. - Dokończył i poszedł wraz z
Konan do pani Tsunade. Ja sam zjadłem do końca i odłożyłem tacę. Skierowałem
się do mojego pokoju i usiadłem na łóżku. Pół godziny później usłyszałem
pukanie do drzwi.
-Proszę.
Do środka wszedł Itachi.
Jego skóra była jeszcze bledsza niż wcześniej, a czerwone oczy mówiły, że
płakał.
-Itachi coś się stało?
-Muszę z kimś
porozmawiać. To dla mnie ważne.
Rozdzialik bardzo fajny, w sam raz na poranną lekturę :D Zastanawiam się jak to będzie z tym SasoDei... Czy to Deidara pierwszy powie Sasoriemu, że coś czuje, czy odwrotnie? A może planujesz coś innego? Ciekawe co się stało Itachiemu :/ Mam przeczucie, że chodzi o jego brata... Powodzenia w pisaniu następnych rozdziałów! :D
OdpowiedzUsuńjejku kochaaammmm ♡♡♡♡♡♡♡♡ piękne opko
OdpowiedzUsuń