-Muszę z kimś
porozmawiać. To dla mnie ważne. - spojrzałem na niego trochę przestraszony.
Musiało to być naprawdę coś bardzo ważnego, bo było widać, jaki był
zdenerwowany.
-Co się dzieje, Itachi?
- spytałem.
Itachi zamknął za sobą
drzwi i usiadł koło mnie na krześle. Przymknął oczy i westchnął.
-Nie będzie mnie przez
dwa tygodnie, od następnego tygodnia. - powiedział smutnym głosem.
-Stało się coś? - brunet
westchnął i schował twarz w dłoniach.
-Jestem chory. Mam
białaczkę.
-C-co? - nie mogłem w to
uwierzyć.
-Dowiedziałem się o tym
rok temu, jak zemdlałem na ulicy. Zabrano mnie do szpitala i zrobiono mi
badania, gdzie dowiedziałem się, że jestem śmiertelnie chory. Byłem wtedy
załamany i zadzwoniłem do rodziców. Mama powiedziała, że przylecą z ojcem najszybszym
samolotem. Niestety, samolot którym lecieli został uprowadzony i rozbił się. To
moja wina. Gdybym nie zadzwonił do nich, nie polecieliby tym samolotem i wciąż
by żyli. - wstałem z łóżka i przytuliłem go.
-To nie twoja wina. Nie
obwiniaj się o ich śmierć. - Itachi tylko zamknął oczy z których zaczęły lecieć
łzy. Nie wiedziałem co robić. Nie potrafiłem pocieszać ludzi. Teraz miałem tu
załamanego chłopaka, obwiniającego się o śmierć rodziców i umierającego na
białaczkę.
-Mam młodszego brata. Ma
tylko mnie. Lekarz daje mi pół roku. Martwię się jak poradzi sobie Sasuke.
-A co z dawcą? - brunet
spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i już wiedziałem, jaka będzie odpowiedź.
-Lekarze nadal szukają
dawcy, ale jeszcze żadnego nie znaleźli.
-A Sasuke?
-Nie może być dawcą.
Myślałem wtedy, że mój przyjaciel mi pomoże.
-Przyjaciel?
-Od roku nie utrzymujemy
ze sobą kontaktu. Nie mam zamiaru prosić go o cokolwiek.
- Itachi, ale tu chodzi
o Twoje życie! Poproś go o pomoc. - chłopak patrzył chwilę na mnie, po czym westchnął
i pokręcił głową.
-Nie mam jego numeru, a
nie mieszka tu od roku.
Siedziałem w pokoju “Lenistwa” i rysowałem w szkicowniku. Tak byłem
pochłonięty, że nie zauważyłem siedzącej koło mnie Konan.
-Słyszałam, że Itachiego
nie będzie dwa tygodnie. - Podskoczyłem przestraszony i spojrzałem na nią
zdziwiony.
-Skąd się tu wzięłaś?
-Cały czas tu siedzę. -
przyznała układając kwiat z papieru.
-Itachi będzie dwa
tygodnie w szpitalu. - odpowiedziałem na poprzednie pytanie.
-Wiem, że jest chory. -
przyznała kończąc kwiat.- Jest bardzo silny, bo już rok walczy z chorobą, ale
chyba ona jest silniejsza. Szkoda mi tylko chłopaka.
-Kogo?
- Młodszego brata
Itachiego. Rok temu stracił rodziców i możliwe, że straci też brata. Szkoda mi
chłopca.
-Ile ma lat?
- 14. Jest bardzo
przywiązany do Itachiego. Często do niego przychodzi do pracy. Kochany chłopak.
Spojrzałem na kartkę na
której narysowałem siebie i Naruto. Nie wiem co bym zrobił, gdybym go stracił.
Teraz wiem jak mógł się czuć.
-Jesteś tutaj od roku, prawda?
- Konan spojrzała na mnie i pokiwała głową.
-Tak, a co?
-Słyszałaś może o
przyjacielu Itachiego, z którym nie utrzymuje kontaktów?
-Tak. Pokłócili się i to
bardzo, przez co Itachi stracił zaufanie do Kisame.
-To dlatego nie chce go
prosić o pomoc?
-Możliwe. Nie wiem o co
się pokłócili, ale pewnie Itachi ma powód dlaczego nie chce dzwonić.
-Dzięki Konan. Pójdę
teraz do siebie. - powiedziałem i wstałem z podłogi. Gdy wychodziłem wpadłem na
coś twardego przez co upałem na podłogę. Syknąłem cicho i zobaczyłem dłoń przed
sobą. Spojrzałem w górę i dostrzegłem Sasoriego. Zarumieniłem się i trzęsącą
ręką złapałem jego odpowiednik, wstając.
-Przepraszam. -
powiedziałem cicho.
-To ja przepraszam, nic
Ci się nie stało?
-Nie, wszystko dobrze.
-To dla mnie ulga. -
potargał mi dłonią włosy i pogłaskał po policzku. - Do zobaczenia. - pomachał
mi na pożegnanie i podszedł do Konan. Ja, cały czerwony, czym prędzej pobiegłem
do swojego pokoju.
Przepraszam, że taki krótki....
Wybaczam.
OdpowiedzUsuńJednak nie rozumiem tej zmiany - w poprzednich rozdziałach Sasori był zimny, apatyczny, a tu mu pomaga. Coś za szybka ta zmiana, ale może być.
Mój Itachi! * wylewa morze łez i zatapia swój komputer* Błagam, niech Diedara pomoże mu spotkać się z Kisame. Słyszysz? Inaczej przyjdę do ciebie i zrobię ci krzywdę!
Żegnam...
Wybaczam.
OdpowiedzUsuńJednak nie rozumiem tej zmiany - w poprzednich rozdziałach Sasori był zimny, apatyczny, a tu mu pomaga. Coś za szybka ta zmiana, ale może być.
Mój Itachi! * wylewa morze łez i zatapia swój komputer* Błagam, niech Diedara pomoże mu spotkać się z Kisame. Słyszysz? Inaczej przyjdę do ciebie i zrobię ci krzywdę!
Żegnam...
Ciekawie się zapowiada. Ten opryskliwy Sasori, który jest miły jedynie dla Deia to świetny pomysł ;)
OdpowiedzUsuń